Otwierając oczy pomyślałam „Jestem w niebie”. Otaczała mnie
biel. Nagle pochyliłam się nade mną jakaś postać w blond włosach i białym
stroju.
- Anioł ? – Szepnęłam marszcząc brwi.
- Niee .. Może i pomagam ludziom, ale aniołem to ja nie
jestem. – Zaśmiała się lekarka. – Poczucie humoru ci dopisuje, Alexis. Czyli
wracasz do zdrowia. – Uśmiechnęła się miło.
- Tak. Powoli zaczynam wracać do rzeczywistości. – Robiłam
dobrą minę, jednak czułam jakby ktoś mi odciął dostęp do powietrza.
- To dobrze. Na korytarzu czekają pewni mili panowie, którzy
martwią się o ciebie. Nie przespali nocy czekając, aż się obudzisz. Tylko pozazdrościć
takich przyjaciół. Może ich wpuszczę, co ?
- Tak. Dziękuję. – Zamiast uśmiechu wyszedł mi raczej
grymas.
Lekarka wychyliła głowę za drzwi i już po chwili do pokoju
wpadli chłopaki. Zaśmiałam się w duchu widząc, jak jeden przez drugiego
przepychają się przez próg. W końcu stanęli przy moim łóżku. Za nimi szła
przewracając oczami Lizzie. Przepchnęła się marudzących Zayna i Liama. Stanęła
koło mnie ściskając lekko rękę.
- Cieszę się, że się obudziłaś. – powiedziała. Miałam wobec
niej ogromne poczucie winy. Miałyśmy iść razem na zakupy. Zamiast wspólnie odwiedzać
centrum handlowe, ona odwiedza mnie w szpitalu.
- Przepraszam, że pokrzyżowałam nam plany.
- Przestań ! Przecież to nie twoja wina. Pójdziemy kiedy
indziej. – Uspokoiła mnie. Uśmiechnęłam
się. Próbowałam usiąść, ale uniemożliwiły mi to okolice klatki piersiowej,
które przy każdym ruchu. Łapiąc się za niego z głośnym jękiem opadłam na
poduszki.
- Nie powinnaś się ruszać ! – Przeraził się Harry.
- Spokojnie, nic mi nie jest.
- Nie będzie, jak zjesz ten pyszny posiłek, który ci
przyniosłem ! –Krzyknął Zayn. Na wzmiankę o jedzeniu pomyślałam o Niallu. Nie
ma go z chłopakami. Pewnie nic nie wiem, a ja nie chcę poruszać tego tematu. Na
razie.
- Dzięki, Zayn. Ale nie jestem głodna. – Powiodłam wzrokiem
po przyjaciołach. – Gdzie Louis ?
- Tutaj .. – Odezwał się słaby głos za ich pleców. Harry i
Liam spojrzeli na siebie niepewnie. W końcu się rozstąpili. Louis stanął
naprzeciwko mnie. Widok, jaki zobaczyłam .. Nie powiem, zdziwił mnie. Z jego
łuku brwiowego strumyczkiem wpływała krew, tak samo, jak z przeciętej wargi. Pod
prawym okiem rozwijał się siniak. Zauważyłam też, że podchodząc do mnie lekko
utykał.
- Co się stało ? – Spytałam głucho.
- To .. Nic takiego. – Nerwowo pocierał kark unikając mojego
wzroku.
- Jak to nic ?! Stoisz tu, jak po jakimś napadzie i mówisz, że
nic się nie stało ?! – Zaczęłam się na niego wydzierać. Jestem wściekła. – Masz
mi powiedzieć, czemu tak wyglądasz ! – Zażądałam.
- Ja .. Nie .. – Nie był chętny do wyjawienia powodu.
- Gadaj ! – Nie zważając na ból w klatce piersiowej
podniosłam się przy okazji krzywiąc się z bólu.
- Nie wstawaj, proszę. Powiem ci.
- Okej. – Mruknęłam. Z ulgą położyłam się na poduszki.
- A więc .. Gdy zadzwoniłaś, że ktoś jest w domu przeraziłem
się. I wściekłem. Nic nikomu nie powiedziałem tylko pojechałem do ciebie. Ale
ty już leżałaś u podnóża schodów. Sam zawiozłem cię do szpitala. Wzięli cię na
operacje i badania. Dopiero wtedy zadzwoniłem po chłopaków i Lizzie. – Zerknął
na przyjaciół. Oni patrzyli na niego, co chwila spoglądając na mnie. – Gdy
przyjechali nadal siedziałem pod salą operacyjną.
- Płakałeś. – Powiedział cicho Harry. Reszta tylko w
milczeniu pokiwała głowami.
- Tak. Lekarz powiedział, że masz poważne obrażenia, Alex.
Ja .. Po prostu .. Bałem się o ciebie.
- Gdzie wyszedłeś ? – Spytał Liam. Czuję, że to wyjaśni
sprawę jego siniaków.
- Poszedłem szukać Nicka. – Patrzył mi w oczy. Odmalowało
się w nich niedowierzanie.
- Nicka ..? – Wykrztusiłam. Myślałam, że się przesłyszałam.
- Tak. Znalazłem go w parku. Siedział tam, jak gdyby nigdy
nic. Zacząłem go oskarżać. Nie spodziewałem się tego, ale .. Zadziwił się.
Kłóciliśmy się i pobiliśmy. W końcu powiedział, ze to nie on cię zepchnął. Że
ma inne zajęcia. Ale i tak mu nie wierzę, że odpuścił. Wtedy wróciłem do
szpitala. Leżałaś już na Sali. Oto cała historia. – Zakończył. Spojrzałam na
niego wielkimi oczami, które powoli zwężyły się w szparki.
- Ty idioto ! – Wrzasnęłam na tyle głośno na ile pozwalały
mi siły. – Po co tam poszedłeś ?! Nie mogłeś siedzieć przed tą salą ? Ale nie !
Ty idziesz do niego, bijesz się, wracasz i myślisz, że co ? Dam ci buziaka na
pocieszenie ?! Jeśli tak to się grubo mylisz. Boże .. – Osłabłam i głęboko
odetchnęłam. Louis stał ze skruszoną miną. – Nick to jedynie mój problem. – Skończyłam monolog. Louis chciał coś powiedzieć,
jednak zrezygnował.
- Ałł .. Czemu, do cholery nie mogę oddychać ?! – Z trudem
łapałam powietrze.
- Masz złamane 4 żebra. Jedno otarło się o płuco. Musiałaś przejść
operację. – Oznajmił Liam.
- To .. Coś poważnego ?
- Nie wiemy. Zapytamy lekarzy. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Moją głowę zaprzątały, jednak myśli sprawy mojej nagłej
wizyty w szpitalu. Przestałam się, jednak już tym zamartwiać. Rozmawiałam z
Louisem, Lizzie .. Spokój zakłócił dźwięk komórki siedzącej obok mnie Lizzie. Przerwała
naszą rozmowę o pobliskim butiku. Gdy skończyła powiedziała, że przyjdzie za
pół godziny. Po chwili wyszedł również Liam mówiąc o umówionej randce z
Danielle. Wkrótce w Sali zostaliśmy tylko ja, Louis i Harry.
- To co, Harry ? Kiedy randka z kolejną zdobyczą ? – Zagaił Lou.
Nie podoba mi się słowo „zdobycz”. Jakby to były jakieś łowy.
- Żadna zdobycz. Ja .. Poznałem kogoś. – Oznajmił Hazza.
Obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem. Miałam zareagował na te słowa jakoś
specjalnie ..?
- Uuu .. Skoro tak się sprawa przedstawia .. Czyli co ? Będziesz
z nią dłużej niż tydzień ?
- Tak. Mam taką nadzieję. Tylko jest jedno, ale .. –
Przerwał Harry. Cały czas zerkał na mnie. Zaniepokoiło mnie to spojrzenie.
- Jakie ? – Zapytał Lou. Ale Hazza, jakby go nie zauważał.
- Ona jest z innym. – Powiedział sucho. – Uważa mnie za przyjaciela.
Tylko. – Jego spojrzenie przewiercało mnie od środka. Pokazywało prawdę, którą
loczek chciał mi pokazać.
- Ouu .. To krucho, stary. Bardzo ci na niej zależy ?
- Wiesz, Louis .. To poważna sprawa. – Mówił dalej, ale ja
już go nie słuchałam. W mojej głowie narodziły się pierwsze przebłyski
zrozumienia. Przecież .. On mówi o mnie. To ja jestem tą dziewczyną. O boże ..
Harry się we mnie zakochał. Moje rozmyślania przerwały drzwi, które
skrzypnięciem zaalarmowały wejście gościa. To była Lizzie.
- Hej. Przeszkadzam ? – Spytała na widok chłopaków
siedzących po moich dwóch stronach.
- Nie. Pewnie, że nie. – Zerknęłam jeszcze na Harrego. On
był, jednak całkowicie pochłonięty osóbką nieśmiało zaglądającą przez drzwi.
- A kto to ? – Harry wstał i zbliżył się do małej,
rudowłosej dziewczynki.
Ona wyskoczyła, rozczapierzyła rączki i pokazała ząbki.
- Rau ! Jestem potworem i zaraz cię zjem ! – Rzuciła się na Harrego. Ten ze śmiechem złapał ją na ręce i podniósł
nad głowę. Mała emanowała radością. Była bardzo ufna.
- Sophie. – Skarciła ją Lizzie, gdy ta nie chciała puścić Hazzy.
Niechętnie pozwoliła postawić się na ziemi.
- Jesteś Sophie, tak ? – Zagadywał ją loczek. W tym czasie
Lizzie usiadła obok mnie. Razem wysłałyśmy Louisa po jakieś jedzenie. Wyszedł
mrucząc pod nosem, że nie jest chłopcem na posyłki.
- Tak. Sophie Hope Meear. Jestem niezwykle szczęśliwa, że
mogłam cię poznać. – Przedstawiła się. Harry uśmiechnął się i pochylił nad nią.
- Jestem
Harry. Harry Styles. Mi również jest miło. – po dżentelmeńsku ucałował
jej dłoń. Sophie rozśmiała się i uczepiła się jego nogi. Wlokąc się doszedł do
krzesła w rogu i usiadł.
- Soph, zachowuj się, proszę. – Powiedziała Lizzie.
- Ale co ja zrobiłam ? – Spytała niewinnie. Przytuliła się
do Harrego i zaczęła bawić jego lokami.
- Dobrze. Ja już nic nie mówię. To prawdziwy diabeł. –
Powiedziała do mnie. – Czasami zastanawiam się skąd ona pochodzi. No, ale to moja siostra. Nie mogła przyleciec z daleka.
- Powiedzieć ci coś ? – Spytała Sophie Harrego. Gdy ten
pokiwał się uśmiechnęła się pokazując szereg białych ząbków. – Wygląd mam po
aniołku, a charakter po diabełku. – W sali zabrzmiał jej dziecięcy, dźwięczny
śmiech.
- To naprawdę ciekawe. A poznałaś Alexis ?
- Kogo ? – Zaczęła się rozglądać. Jej turkusowe oczy
zauważyły mnie. Chwilę później byłam ściskana przez tę małą istotkę. W końcu
oderwała się i mogłam znów oddychać. Ból w klatce piersiowej wzmocnił się,
jednak nie zwróciłam na niego uwagi. Po godzinie Sophie zasnęła u Hazzy na
kolanach. Byliśmy najedzeni, ponieważ Louis przyniósł to długo oczekiwane
jedzenie.
- My już idziemy. – Lizzie wstała i wzięła śpiącą Sophie na
ręce.
- Odprowadzę was. – Zaoferował się Harry. Odebrał
dziewczynkę od rudowłosej i wyszedł z Sali.
- Pa. Do jutra. – Rzucili jeszcze i znikli poza naszym wzrokiem. Chciałam porozmawiać z loczkiem. Niestety,
nie zdążyłam. Załatwię to jutro.
- Ja też się będę zbierać, kotku. – Louis wstał. – Wpadnę
jutro po próbie, okej ?
- Okej. – Pocałowałam go na pożegnanie. On, jednak
przedłużył go o parę .. Paręnaście minut.
- Kocham cię. – Powiedział, a ja poczułam, jak się rumienię.
- Ja ciebie też, Louis.
- Przyjdę jutro. Obiecuję.
- Będę czekać. – Patrzyłam, jak wychodzi. Wyłączyłam światło
i próbowałam zasnąć.
Usłyszałam kłótnię zza drzwiami. Przetarłam zaspane oczy. Skupiłam się na dyskusji.
- Czas odwiedzin minął. – Usłyszałam kobiecy głos mojej
lekarki.
- Ale ja muszę ją zobaczyć. – Tym razem odezwał się męski
głos. Wydawał mi się znajomy, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd go znam.
- Przykro mi .. To zakazane. Pacjentka musi odpoczywać. Nie może
pan wejść.
- Nawet, jeśli jestem z rodziny ? – Zmrużyłam oczy i nasłuchiwałam.
- Jak bliskiej ?
- Jestem jej ojcem. – Na dźwięk tego słowa poczułam, jak
sztywnieje. „To niemożliwe” - Pomyślałam
widząc znajomą sylwetkę ojca stojącą w drzwiach.
__________
Dość długo już nie pisałam, więc poczułam się zobowiązana cos
nabazgrać .. ; -p Gdyby jeszcze pisała dla kogoś kto to czyta .. Byłabym w
niebie ^^ Oczywiście nie uwzględniam Horanka, który zawsze komentuje i mnie
wspiera :* No dobra .. Czy tylko ja zauważyłam, że robię z tego jakąś
telenowelę typu Moda na sukces ( ale nie tak długą :-p) Jakoś tak mi wyszedł badziewnie
ten rozdział. A zwłaszcza .. Nie dobra wszystko mi nie wyszło. ; / Przepraszam
postaram się naprawić to w kolejnym rozdziale Buziaczki Paa :*